sobota, 21 kwietnia 2012

Szkolne życie II klasisty, czyli o meczu kosza, który wywołał burzę emocji.

"Dorośli nigdy nie rozumieją niczego sami i dzieci są zmęczone wiecznym udzielaniem im wyjaśnień." (Antoine de Saint-Exupéry — Mały Książę)




Ostatnio Pierwszy miał w klasie poważne "ścięcie" z koleżanką. Nie było to nic nadzwyczajnego, w końcu dzieciaki uczą się zasad współżycia w grupie rówieśniczej, dochodzi do tego element rywalizacji itd. Ale po pierwsze Pierwszy bardzo poważnie do tematu podszedł i był mocno wzburzony całym zajściem (dlaczego? - to za chwilę), a po drugie kiedy mi o tym opowiedział (też się letko wzburzyłam :p) przypomniałam sobie, jak gdzieś kiedyś czytałam  (nie wiem czy w necie, czy też w jakiejś gazecie) o tym, że dzisiejsze dziewczynki są dużo bardziej agresywne niż chłopcy i to w wymiarze werbalnym jak i fizycznym.

Ja jeszcze na Pierwszego często patrzę jakby nadal był w pierwszej klasie. Z pewnym trudem dociera do mnie świadomość, że on już kończy drugą klasę, że za miesiąc z hakiem komunia itd. Pewnie wynika to też z faktu, że to zimowe dziecko, z końca roku i choć rocznikowo ma 9 lat, to w rzeczywistości cztery miesiące temu skończył dopiero 8 lat. 
Jednak szkoła rządzi się swoimi twardymi prawami, dzieciaki już nie są potulnymi smykami, zaczynają pojawiać się elementy rywalizacji, tworzą się grupy wzajemnej adoracji, pojawiają się liderzy/liderki no i dają o sobie znać wszystkie te rzeczy które przekazaliśmy dzieciom nie werbalnie. Bo przecież wychowując dzieci przekazujemy im komunikaty dwoma kanałami: werbalizując nasze zasady, oczekiwania; oraz mową ciała wyrażając rzeczywiste emocje (nawet jeśli nie zdajemy sobie z tego sprawy).  My jako dorośli  nawet jeśli borykamy się z jakimiś problemami emocjonalnymi(a podobno nie ma ludzi którzy ich nie mają są tylko niezdiagnozowani) przybieramy maski, nakładamy na nasze doświadczenia emocjonalne zasady moralne, wymogi kulturowe, społeczne i środowiskowe, które są niczym płaszcz okrywający naszą prawdziwą osobowość. Wiemy co jest dobre a co złe, jak należy a czego nie należy i potrafimy na zewnątrz przedstawiać się jako jako spójni, poukładani, harmonijni ludzie o dobrych ustalonych zasadach, osobowości choć w rzeczywistości nasza osobowość nie jest taka spójna, harmonijna i poukładana. Czasami dochodzi do sytuacji tak zwanego podwójnego komunikatu, czyli sprzeczności dwóch sygnałów płynących od rodzica do dziecka (sprzecznych na linii: słowo-mowa ciała; słowo-słowo; lub mowa ciała-mowa ciała). Tak czy siak psychologowie są zdania, że dziecko w perfekcyjny sposób przyswajać sobie będzie nie ten nasz obraz który serwujemy światu tylko tę naszą prawdziwą osobowość, to ona będzie wzorem i matrycą na której kształtować się będzie nasze dziecko. To stąd wypływają tak zwane czarne owce: rodzice poukładani, inteligentni, lubiani, mili, postrzegani jako porządni, szanowani ludzie, niby poświęcali  uwagę na wychowanie dziecka i robili to jak trzeba  a tu im taki dzieciak się trafił ćpa/ pije/ kradnie/ bije/ w gangu jest itd. i skąd to takie się wzięło? .... a skąd jak nie z nas? Dzieci są lustrem w którym odbija się nasza prawdziwa osobowość.

Ale wracając do meritum. No więc poszło o mecz kosza. Chłopaki kontra dziewczyny, a że dziewczyn prawie 2 razy więcej w klasie niż chłopaków - wygrały. Dla chłopaków straszna ujma przegrać z dziewczynami, dla dziewczyn powód do ogromnej dumy wygrać z chłopakami :). Dziewczyny się chwalą, że wygrały, chłopakom to nie w sos. Im bardziej  próbowali ripostować i bagatelizować przechwałki dziewczyn tym bardziej one się przechwalały i miały z tego satysfakcję. 
Na razie wszystko w normie, wiadomo, że dzieciaki w tym wieku są bezwzględne jak małe hieny (bez obrazy czyjegokolwiek dziecka) i żeby udowodnić swoją "lepszość" od innych, nawet w pierdołach, są wstanie głęboko i celnie wsadzić szpilkę, a kiedy zobaczą, że trafiły to jeszcze tę szpilkę docisną. 
W końcu Pierwszy miał już dość i powiedział jednej z dziewczynek - A., że to nie fajnie tak się przechwalać i żeby przestały. I tu dziewczynka przeszła od radości i przechwałek do obrażania, poniżania a na koniec do gróźb: najpierw próbowała obrazić Pierwszego mówiąc "gówniarz jesteś", Pierwszy się nie dał sprowokować i zripostował, że "dziwna jest" skoro tak reaguje na jego prośbę i tak mówi; wtedy A. najwyraźniej straciła panowanie nad emocjami, być może dlatego, że koleżanki patrzyły i czuła presję, kto wie, w każdym razie próbowała zmobbingować go: najpierw postraszyła, że "moja mama zna twojego tatę, a mój tata to przyjdzie i zrobi ci  krzywdę" oraz, że "poskarżę się panu i dostaniesz karę".

To niby nic takiego ot dzieciaki, emocje. Ale jak zaczęłam nad tym myśleć, to doszłam do wniosku, że to wcale nie jest "nic takiego". Po pierwsze dlatego, że Pierwszy bardzo się przejął i poczuł się zagrożony groźbami młodej, pod drugie ta dziewczynka ma dopiero 9 lat, a już w sytuacji zagrożenia utraty "twarzy" przed koleżankami w jednej chwili przeskoczyła do stosowania gróźb; po trzecie ona miała świadomość, że jak ona-dziewczynka poskarży się wuefiście na chłopaka, to z góry zostanie uznana za ofiarę, wiedziała jak zmanipulować nauczyciela i czuła się przy tym bezkarnie.
Nie ukrywam, że byłam zaskoczona poziomem emocji u tej małej, ale bardziej chyba zagotowało mi się na myśl o jej rodzicach i to , że skądś wyniosła taki model reagowania. Pierwszy nie jest aniołem i miał swoje wybryki w szkole, ale od zawsze staraliśmy się mu przekazać, że emocje są różne, że każdy je odczuwa czasami są przyjemne czasami mniej, ale są bo stanowią część nas, że to nic złego wściec się, zezłościć na kogoś, zirytować, poczuć się urażonym,ale bez względu na wszystko z powodu gniewu, irytacji, złości nie wolno nikogo obrażać, poniżać i niszczyć;  można danej osobie powiedzieć, że jest się na nią wściekłym, że dane zachowanie nas denerwuje irytuje, sprawia przykrość; że to nic złego wyrażać swoje emocje ale w taki sposób aby nikogo nie skrzywdzić ani nie niszczyć. Z drugiej strony Pierwszy jest bardzo wrażliwy, empatyczny a takie dzieciaki najczęściej stają się kozłami ofiarnymi "liderów" klasowych, którzy dowartościowują się poniżając tych w ich mniemaniu "najsłabszych". 
Może to za daleko idące wnioski... nie wiem. Ale pierwsza klasa, okres niewinności i poznawania się minął. Teraz następuje okres tworzenia się sojuszy klasowych, ustalania poszczególnych pozycji w grupie kolegów, nadawania etykiet, które będą się ciągnąć za dzieciakami do 6 klasy, które mogą znacząco wpłynąć na dziecko. Nie mogę zmienić sposobu w jaki rodzice wychowują swoje dzieci, nie uważam też, że ja robię to doskonale, z pewnością popełniam swoje błędy. Ale mogę postarać się aby Pierwszy miał świadomość, że nie musi się bać przyjść do nas kiedy ktoś go będzie prześladował, czy też podle traktował oraz dać mu "narzędzia" , które pomogą mu w takich sytuacjach.

Tak więc poszperałam w sieci i znalazłam taki oto artykuł: 

Jak rozmawiać z dzieckiem o przemocy

Większość dzieci będących ofiarami rówieśników nie przyzna się zresztą nigdy otwarcie do wszystkiego, co zrobili im ich szkolni koledzy. Głęboko bolesne urazowe przeżycia z okresu szkolnego pozostają najczęściej tajemnicą takich osób przez całe dorosłe życie. Przyczyną milczenia jest zwykle wstyd. Dziecko nie chce przyznać się przed ważnymi osobami do czegoś, co w danym momencie spostrzega jako swoją najważniejszą życiową porażkę.

Solidarność z oprawcą

Innym powodem milczenia jest obawa przed przyklejeniem łatki donosiciela. Niezależnie od tego, jak źle dziecko traktowane jest przez grupę odczuwa ono, tak jak i ludzie dorośli, silną potrzebę akceptacji z jej strony. Utrzymywanie w tajemnicy okrucieństwa grupy jest jakąś iluzyjną formą solidarności z nią. Opisanie dorosłym przemocowych działań grupy względem siebie oznacza w odczuciu dziecka ostateczną utratę nadziei, że kiedykolwiek zajmie w tej grupie inne miejsce.

Jak o tym rozmawiać?

W obrazie świata chłopca wychowywanego przez nadopiekuńczą kobietę przyznanie się jej, że poniósł klęskę w grupie chłopaków oznacza jeszcze silniejsze popadnięcie w zależność od opiekunki i formę utraty szansy na zostanie mężczyzną w przyszłości. Rozmowa z dzieckiem wymaga tu więc ogromnej delikatności i cierpliwości. Jest to szczególnie ważne, jeśli pamiętamy, że sami byliśmy ofiarami rówieśniczej przemocy. Jeżeli tak było, zachowanie spokoju w rozmowie z dzieckiem które sygnalizuje ten problem, lub u którego to my go podejrzewamy, może być nawet zupełnie niemożliwe. Jeśli sami przeszliśmy w dzieciństwie przez doświadczenie rówieśniczego mobbingu, warto przegadać to własne wspomnienie z psychologiem, lub przynajmniej z dobrym przyjacielem, zanim zacznie się podejmować próby pomagania własnemu dziecku.
Gdy rozmawiamy z dzieckiem o tym co się dzieje, należy unikać „prostych rad” w rodzaju:
  • to trzeba było mu oddać;  
  • to nie mogłeś iść do pani i powiedzieć?  
  • nie przejmuj się, to nic takiego;  
  • przejdzie im- wytrzymaj;  
  • to co z ciebie za chłop jak sobie z czymś takim rady nie dajesz? 
     
     
Zamiast tego warto podkreślać i wzmacniać te elementy zachowania dziecka, które były dobre i pozwoliły jakoś radzić sobie z trudną sytuacją:  
  • bardzo dobrze, że mi to powiedziałeś;  
  • to musiało być okropne. Ale odszedłeś z podniesioną głową. Nie każdy by to potrafił;  
  • dobrze, że starasz się unikać tych typków;  
  • bardzo dobrze mu odpowiedziałeś. 
     
     
Należy dać dziecku jasny sygnał, że rozumiemy, iż problem jest dla niego trudny i przyjmujemy do wiadomości fakt, że może nie być w stanie go samo rozwiązać:
  • to musi być ciężko - jedna osoba przeciwko kilku;  
  • ze starszym i większym to faktycznie może wyglądać na niełatwe; 
     

Warto dać dziecku przyzwolenie na obronę:

  • nikt nie ma prawa tak postępować wobec ciebie;
  • dobrze, że nie odpowiedziałeś w tak samo obrzydliwy sposób, ale szczerze mówiąc gdybyś następnym razem stracił panowanie nad sobą i oddał, nie będę mieć nic przeciwko temu. Sama bym pewnie nie wytrzymała;
  • masz prawo bać się oddać, ale masz też pełne prawo oddać. 
     

Współpracuj ze szkołą

Jeśli problem powtarza się, należy ujawnić go w szkole. Podjąć współpracę z wychowawcą, pedagogiem lub psychologiem szkolnym i rodzicami. Trzeba żądać zdecydowanych działań skierowanych na powstrzymanie przemocy. Jeśli informacja o tym co się dzieje dotarła już nawet do ciebie, oznacza to, że sytuacja zaszła bardzo daleko i dziecko samo najprawdopodobniej nie poradzi sobie z tym. To na dorosłych spoczywa obowiązek rozwiązania tego problemu! W żadnym wypadku nie należy go lekceważyć. Samo nie minie. Ujawnienie sytuacji na forum rodziców może spowodować, że uaktywni się więcej osób których dzieci sygnalizują tego rodzaju problemy. Współpraca między rodzicami może być bardzo motywująca dla szkoły. W chwili obecnej działa na rynku kilka fundacji i stowarzyszeń oferujących szkołom programy interwencyjne służące systemowemu rozwiązywaniu problemu przemocy wśród dzieci. Jeśli w środowisku zjawisko jest powszechne, warto rozważyć skontaktowanie się z jedną z tych instytucji.
Jeżeli Twoje dziecko ma powtarzające się problemy z adaptacją w rówieśniczej grupie, bezwzględnie należy skontaktować się z psychologiem. Sensowna jest wspierająca i korekcyjno-edukacyjna praca z samym dzieckiem, prawda jednak jest taka, że trudności adaptacyjne dzieci wynikają z problemów w systemie rodzinnym. Popadanie przez dziecko w rolę szkolnego kozła ofiarnego to tylko jeden z zewnętrznych przejawów czegoś złego, co dzieje się w domu. Dlatego najskuteczniejszym rozwiązaniem jest tutaj systemowa terapia rodzinna. 



środa, 4 kwietnia 2012

Porozmawiajmy o alergii

"Dorośli nigdy nie rozumieją niczego sami i dzieci są zmęczone wiecznym udzielaniem im wyjaśnień." (Antoine de Saint-Exupéry — Mały Książę)


Alergia, niezależnie od postaci (wziewna, kontaktowa, pokarmowa) staje się coraz poważniejszym problemem społeczeństw rozwijających się i wysoko rozwiniętych. Liczba dzieci chorych na alergię drastycznie rośnie, dziś jest ich o ponad 18% więcej niż 10 lat temu. Także w Polsce alergia staje się powszechnym schorzeniem wśród dzieci, choć często gęsto nasze podejście do tej choroby nie nadąża, za jej rozprzestrzenianiem się i najnowszymi ustaleniami lekarzy i badaczy. 
Alergia to dolegliwość nie tylko fizyczna ale i społeczna, dotyka bowiem pacjenta/dziecko nie tylko w sferze ograniczeń i zaleceń lekarskich dot. funkcjonowania organizmu (specjalistyczne diety, leki, odczulanie, ryzyko częstszych infekcji) ale także w sferze jego aktywności społecznej, co dla dzieci bywa bardziej uciążliwe i dokuczliwe, niż zakaz jedzenia np. słodyczy z uwagi na zawarte w nich konserwanty.

O tym jak poważnym problemem jest alergia świadczyć może tempo pojawiania się nowych serwisów internetowych dla alergików.

Jeszcze do niedawna alergia  nie była postrzegana jak choroba, a raczej jako przypadłość dzieci, z którymi rodzice za bardzo się "cyckają". W czasach PRL-u rodzice takich dzieci najczęściej musieli radzić sobie sami np. ze zorganizowaniem preparatów mlekozastępczych dla dzieci z alergią na biało krowie. Teraz jest inaczej, świadomość jak poważną chorobą jest alergia wzrasta, dostęp do specjalistów jest coraz lepszy, tak samo do leków, czy preparatów mlekozastępczych. Choć chciałoby się np. aby ich ceny były bardziej przystępne, ale cóż nie można mieć wszystkiego od ręki ....

Dzisiaj trochę teorii  w przystępnej pigułce.

ALERGIA to taki stan, w którym kontakt (ponowny) z czynnikiem/ substancją nie szkodliwą  (np. mlekiem, orzechami, pyłkami traw, drzew itp.) wywołuje u danej osoby odpowiedź ze strony układu immunologicznego, skutkiem czego są niekorzystne dla organizmu reakcje nadwrażliwości : miejscowe lub o charakterze ogólnym.

Alergia może pojawić się w każdym wieku, choć częściej u dzieci niż  wieku dorosłym. Alergia jest chorobą, chorobą przewlekłą ale uleczalną.

Z uwagi na drogę kontaktu organizmu z alergenem możemy wyróżnić :


  1. alergię wziewną - pyłki, grzyby, pleśnie, roztocza kurzu domowego;
  2. alergię pokarmową - wywoływaną przez spożyte przez nas pokarmy (uczulić może w dosłownie wszystko)
  3. alergię kontaktową  - wywoływaną przez kontakt naszej skóry z substancją uczulającą: metale sztuczne, chrom, nikiel, proszki do prania, płyny do płukania tkanin, a także zwykłe kosmetyki pielęgnacyjne.
Choć alergia to poważna choroba, należy pamiętać o tym, że większość dzieci odpowiednio prowadzonych przez lekarza alergologa wyrasta z niej do 3 roku życia. Z alergią można nauczyć się żyć, ale z całą pewnością nie należy jej bagatelizować, nawet wówczas kiedy nasze dziecko ma bardzo słabe objawy alergii, na niewiele produktów. Pamiętajmy o tym, że nie leczona prawidłowo alergia może prowadzić do tzw. marszu alergika. To taki stan, w którym małe dziecko cierpiące na alergię pokarmową np. skazę białkową, nie tylko nie wyrasta ze schorzenia ale  z wiekiem się ono zaostrza, aby w wieku przedszkolo-szkolnym przerodzić się w alergię wziewną a następnie w astmę.
Nie panikujmy zatem z powodu alergii naszego dziecka, ale podchodźmy do niej racjonalnie i poważnie. Nikt z nas nie chce przecież własnego dziecka uczynić inwalidą za nim zacznie ono poznawać świat na własną rękę.

Jako matka dziecka, które na alergię choruje od 6 tygodnia życia wiem doskonale jak upierdliwą jest ona chorobą. Wiem też, że zdrowe podejście do niej wiele może nam ułatwić nie zatruwając życia maluchowi .... są też plusy alergii pokarmowej....np. mój syn z uwagi na złą tolerancję słodyczy pierwsze prawdziwe słodkości zaczął spożywać dopiero w wieku 3,5 roku, zaowocowało to nad wyraz pięknymi i zdrowymi zębami, w co z kolei nie mogła uwierzyć dentystka ;)

W następnych postach opiszę swoje doświadczenia z alergią, począwszy od samego początku, czyli od 6 tyg. życia Pierwszego. Jak się objawiła? Jak sobie radziliśmy? Na co warto zwracać uwagę a na co uważać? Czym jest reakcja krzyżowa, dlaczego częściej alergicy się przeziębiają i jak pilnować lekarzy aby przepisywane leki nie wykluczały się z alergicznymi  itd.

W sieci znajdziecie też mnóstwo fachowych serwisów dla alergików gdzie będziecie mogli sprawdzić aktualny kalendarz pyleń i zdobyć wiele cennych informacji. Poniżej kilka linków.

http://alergia.med.pl/ - sklep dla alergików

in vitro po polskiemu

"Dorośli nigdy nie rozumieją niczego sami i dzieci są zmęczone wiecznym udzielaniem im wyjaśnień." (Antoine de Saint-Exupéry — Mały Książę)

Od dawna nie zaglądałam tu, nie pisałam .... musiałam sporo przemyśleć, przemyśleć siebie,a nie byłam na to gotowa, broniłam się i potrzebowałam czasu i samotności aby przetrawić to co we mnie pracowało, kiełkowało .... ale o tym może kiedy indziej, bo jeszcze o tym napisze , ale nie dzisiaj....

Dzisiaj chcę napisać o dokumencie, który dzisiaj oglądałam, który bardzo mnie poruszył ... do łez , także dlatego, że doświadczyłam tych emocji, pragnień i strachu przed porażką, oraz radości do gwiazd, które były udziałem bohaterów dokumentu.

Rzecz o in vitro ... In vitro to temat bardzo popularny w naszym kraju, zwłaszcza przed wyborami, temat traktowany bardzo po macoszemu przez wszystkie kolejne rządy, choć wołający o uregulowanie i temat bardzo bulwersujący i wybuchowych dla katolicko-rydzykowo-patriotycznych Polaków. To także temat wstydliwy dla osób zmagających się z niepłodnością, niemożnością powołania do życia własnego dziecka, i intymny wymagający nadzwyczajnej delikatności, empatii i zrozumienia, a nie grzmienia z ambony o piekielnych skutkach in vitro dla naszych dusz nieczystych.
Dlaczego tak mnie poruszył? Pewnie dlatego, że jestem typem fightera, że nie tylko oburza mnie jawna niesprawiedliwość (społeczna, wyznaniowa, moralna i każda inna), ale wywołuje u mnie chęć walki. 

Ale z całą pewnością poruszył mnie dlatego, że wiem jak to jest nie móc mieć dziecka, choć nie musiałam stawać przed wyborem in vitro czy adopcja, bo kuracja w końcu poskutkowała.  Wiem jak to jest walczyć o dziecko, ciążę przez 2 lata, brać leki, i przez 2 lata chodzić na usg i słyszeć "przykro mi, nie ma jajeczkowania", wiem jaki lęk rośnie gdzieś na dnie przed każdą kolejną, co miesięczną wizytą na usg, jak lęk się rozrasta, łapie w  swe szpony a całe życie zaczyna koncentrować się tylko na jednym .... kiedy będziemy w ciąży. Wiem jak to jest bać się wierzyć, że tym razem się uda, bo potem rozczarowanie pali jeszcze mocniej i wyciska łzy goryczy, wiem jak człowiek szuka wtedy plusów, czepia się czegokolwiek, żeby powiedzieć sobie " może tak miało być" i próbuje nadać sens swojemu rozczarowaniu. Znam ten strach, który jest jak uderzeniem w splot kiedy lekarz mówi " to ostatnie podejście, potem zostaje in vitro", jakie myśli krążą po głowie kiedy trzeba zacząć zastanawiać się czy  decydujemy się na in vitro - walczymy dalej? 

Pamiętam ten niewymowną radość, podszytą strachem i nakazem by nie cieszyć się za bardzo, bo wtedy na pewno nic nie wyjdzie na wieść, że jest jajeczkowanie, że teraz zastrzyk i starajcie się! A potem ta niecierpliwość, i test ciążowy w 10 d  i jedna kreska, strach, niepewność, potem drug - 1 kreska powoli rodząca się rozpacz i pytanie dlaczego?, trzeci .... jest, jest udało się, jest będę miała córkę!!!(choć naprawdę nie wiem dlaczego już wtedy byłam przekonana że to będzie moja pannica ;). A to dopiero początek, połowa sukcesu, teraz jeszcze ciąża, donoszenie jej i poród ... A było tego po drodze, najpierw nie było widać bijącego serduszka, panika - to już 5 tydzień, u Pierwszego było widać w 25 dniu ciąży!!! Tydzień później serduszko zabiło dla nas :). Były i komplikacje, plamienia i nakaz leżenia do 4 miesiąca, był i trudny poród zakończony cesarką i wielkimi łzami wzruszenia .....

Więc kiedy dzisiaj słyszę jaką durną babę pokroju Kępy (dzisiaj już z Solidarnej Polski), albo księdza moralizatora, mającego 60 lat, który o instynkcie posiadania dziecka wie tyle co ja o tym co to jest powołanie do stanu duchownego, to mam ochotę im wykrzyczeć : a wsadźcie wy sobie swoje przekonania głęboko w cztery litery i nie odzywajcie się doputy nie doświadczycie pragnienia i nie możności posiadani dziecka, doputy nie przejdziecie swojej drogi wyrzeczeń, strachu i nadziei, że tym razem się uda.

Instynkt posiadania dzieci, jest najsilniejszym instynktem wszystkich gatunków na ziemi, wiąże się on z instynktem przetrwania, przetrwania gatunku i moich genów, jeśli się nie rozmnażam, w przypadku ludzi nie mam dzieci, moje geny nie przetrwają, ja jako zbiór genów nie przetrwam ....

W sytuacji ujemnego przyrostu naturalnego i tak chętnie dyskutowanemu problemowi podniesienia wieku emerytalnego czy  nasze państwo, nasz rząd nie powinien więcej uwagi poświęcić kwestii uregulowań prawnych dla in vitro?

 Ale nie politycy wolą zastanawiać się nad tym czy samolot w smoleńsku spadł z winy Rosjan, którzy we współpracy z Tuskiem rozpylili tajemniczy gaz nad lotniskiem, lub transferami partyjnymi, kto kogo wydyma i komu podbierze oraz trumienkami składanymi przez SLD w siedzibie RPP (co było według mnie wyrazem totalnego braku smaku, i szczerze mówiąc miałam  wczoraj ochotę pawia puścić na SLD z L.Millerem na czele) zaś in vitro dzieli los  polityki prorodzinnej, która wciągana jest na sztandary partyjne z okazji wyborów, tylko po to aby potem upachć ją ponownie w karton i wynieść na strych, a następnie podnieść stawkę podstawową w przedszkolach argumentując, że mamy kryzys.

Ot, tak po polskiemu panie.... po polskiemu