środa, 7 grudnia 2011

Mikołajowe uświadamianie


Już kilka razy przymierzałam się aby coś tu skrobnąć, w końcu okazji kilka po drodze było. Ale .... za każdym razem brakło mi czasu. Tak na marginesie jakby ktoś z was dysponował kilkoma zbędnymi godzinkami w ciągu doby to ja chętnie przyjmę, nieodpłatnie, bo u nas ostatnimi czasy cienko w portfelu, za to w zamian w ramach barteru mogę oddać kilka rat kredytowych :D. Czekam na chętnych.

Bardzo mnie też cieszą komentarze jakie zaczęły pojawiać się pod moimi wpisami. Baaaaardzo mnie cieszą (nawet nie wiecie jak bardzo), bo to oznacza, że jednak ktoś "mnie" czyta! 

            No ale ja nie o tym chciałam.... Dzisiaj chciałam Was przestrzec przed uświadamianiem swoim pociechom jak to jest z tym Mikołajem. Otóż Pierwszy bez zająknięcia wierzył w Świętego, renifery, komin (tym bardziej, że jesteśmy szczęśliwymi posiadaczami kominka) ect. aż do tego roku. Zaczynałam się już nawet zastanawiać jak on tę swoją wiarę godzi z realistycznym, dowodowym podejściem większości kolegów z klasy/ No ale wiadomo wiara dowodów nie potrzebuje... inaczej byśmy Bożego Narodzenia nie obchodzili.... ale to już zupełnie inny temat. W każdym razie tuż przed Mikołajkami Pierwszy zastrzelił mnie pytaniem "Mamo a jak sądzisz kto mi te prezenty robi ty czy Mikołaj? Bo myślę, że ty." 
Na co ja: "!!!!!????? yyyyy, hmmmmm, yyyyy", następnie oddech i mówię "wiesz kochanie musimy o tym pogadać". No i go delikatnie uświadomiłam ładując go teoriami typu "każdy może być Świętym Mikołajem" oraz "Mikołaj tak długo istnieje jak długo się w niego wierzy" .... tartatata tratata.

Młody przyjął newsa gładko, bez dramatów, oskarżeń o okłamywanie (czego się, nie ukrywam, najbardziej obwiałam). Pomyślałam, eeeetam, nie jest tak źle i byłam cała zadowolona że już po temacie. Do czasu. Nadszedł 6 grudnia. grudzień to ogólnie rzecz biorąc zabójczy dla naszego portfela miesiąc. Nam wypadają nie tylko mikołajkowe  i bożonarodzeniowe prezenty, ale wypadają nam w swym dobrodziejstwie inwentarza dodatkowo urodziny Pierwszego. No jakoś nie chciał się urodzić w styczniu, musiał w grudniu. Tak więc 6 grudnia rano są prezenty do buta a po południu urodzinowe. 

No więc wyskakuję ja wczoraj raniuśko z łóżka, żeby nacieszyć oczy radością moich pociech z tego co im Mikołaj przyniósł i na dzień dobry dostaję po nosie cudownie naburmuszoną mina Pierwszego, który doznał obrazy majestatu z powodu nie takiego wkładu do buta. Obraza była potężna! Czoło opadło mu na nos, ale jakoś i tak dał radę ciskać błyskawicami z oczu raz w moją a raz w M stronę, ręce zacisnęły się na krzyż na klatce piersiowej co mu utrudniało zjedzenia śniadania, ale nawet gdyby miał je wolne to nadętymi na maksa policzkami nie dałby rady jeść bo musiałby z nich powietrze spuścić co zepsułoby cały efekt i próba wywarcia poczucia winy w nas nie udałaby się, tak więc nadymał się jak ryba rozdymka.  

Próbując rozładować atmosferę pytam"co ci fajnego przyniósł Mikołaj" na co słyszę "Beznadziejny prezent! I nie Mikołaj tylko Wy!". Upsssss. tak więc ugryzłam się w jęzor .... musi przetrawić pomyślałam. 30min później przeprowadziłam pouczający monolog na temat tego, że ten prezent to od serca od nas dostał i takie zachowanie sprawia przykrość temu kto prezent daje. Ale młody i tak całego dnia potrzebował aby przetrawić świadomość bycia posiadaczem "beznadziejnego prezentu".

Tak więc przestrzegam Was... zanim uświadomicie swoje pociechy zastanówcie się nie 3 a 10,20 razy czy aby na pewno tego chcecie. No bo zawsze można zwalić na Świętego, jakby co. A jak już uświadomicie... to pozamiatane.

Brak komentarzy: