środa, 4 kwietnia 2012

in vitro po polskiemu

"Dorośli nigdy nie rozumieją niczego sami i dzieci są zmęczone wiecznym udzielaniem im wyjaśnień." (Antoine de Saint-Exupéry — Mały Książę)

Od dawna nie zaglądałam tu, nie pisałam .... musiałam sporo przemyśleć, przemyśleć siebie,a nie byłam na to gotowa, broniłam się i potrzebowałam czasu i samotności aby przetrawić to co we mnie pracowało, kiełkowało .... ale o tym może kiedy indziej, bo jeszcze o tym napisze , ale nie dzisiaj....

Dzisiaj chcę napisać o dokumencie, który dzisiaj oglądałam, który bardzo mnie poruszył ... do łez , także dlatego, że doświadczyłam tych emocji, pragnień i strachu przed porażką, oraz radości do gwiazd, które były udziałem bohaterów dokumentu.

Rzecz o in vitro ... In vitro to temat bardzo popularny w naszym kraju, zwłaszcza przed wyborami, temat traktowany bardzo po macoszemu przez wszystkie kolejne rządy, choć wołający o uregulowanie i temat bardzo bulwersujący i wybuchowych dla katolicko-rydzykowo-patriotycznych Polaków. To także temat wstydliwy dla osób zmagających się z niepłodnością, niemożnością powołania do życia własnego dziecka, i intymny wymagający nadzwyczajnej delikatności, empatii i zrozumienia, a nie grzmienia z ambony o piekielnych skutkach in vitro dla naszych dusz nieczystych.
Dlaczego tak mnie poruszył? Pewnie dlatego, że jestem typem fightera, że nie tylko oburza mnie jawna niesprawiedliwość (społeczna, wyznaniowa, moralna i każda inna), ale wywołuje u mnie chęć walki. 

Ale z całą pewnością poruszył mnie dlatego, że wiem jak to jest nie móc mieć dziecka, choć nie musiałam stawać przed wyborem in vitro czy adopcja, bo kuracja w końcu poskutkowała.  Wiem jak to jest walczyć o dziecko, ciążę przez 2 lata, brać leki, i przez 2 lata chodzić na usg i słyszeć "przykro mi, nie ma jajeczkowania", wiem jaki lęk rośnie gdzieś na dnie przed każdą kolejną, co miesięczną wizytą na usg, jak lęk się rozrasta, łapie w  swe szpony a całe życie zaczyna koncentrować się tylko na jednym .... kiedy będziemy w ciąży. Wiem jak to jest bać się wierzyć, że tym razem się uda, bo potem rozczarowanie pali jeszcze mocniej i wyciska łzy goryczy, wiem jak człowiek szuka wtedy plusów, czepia się czegokolwiek, żeby powiedzieć sobie " może tak miało być" i próbuje nadać sens swojemu rozczarowaniu. Znam ten strach, który jest jak uderzeniem w splot kiedy lekarz mówi " to ostatnie podejście, potem zostaje in vitro", jakie myśli krążą po głowie kiedy trzeba zacząć zastanawiać się czy  decydujemy się na in vitro - walczymy dalej? 

Pamiętam ten niewymowną radość, podszytą strachem i nakazem by nie cieszyć się za bardzo, bo wtedy na pewno nic nie wyjdzie na wieść, że jest jajeczkowanie, że teraz zastrzyk i starajcie się! A potem ta niecierpliwość, i test ciążowy w 10 d  i jedna kreska, strach, niepewność, potem drug - 1 kreska powoli rodząca się rozpacz i pytanie dlaczego?, trzeci .... jest, jest udało się, jest będę miała córkę!!!(choć naprawdę nie wiem dlaczego już wtedy byłam przekonana że to będzie moja pannica ;). A to dopiero początek, połowa sukcesu, teraz jeszcze ciąża, donoszenie jej i poród ... A było tego po drodze, najpierw nie było widać bijącego serduszka, panika - to już 5 tydzień, u Pierwszego było widać w 25 dniu ciąży!!! Tydzień później serduszko zabiło dla nas :). Były i komplikacje, plamienia i nakaz leżenia do 4 miesiąca, był i trudny poród zakończony cesarką i wielkimi łzami wzruszenia .....

Więc kiedy dzisiaj słyszę jaką durną babę pokroju Kępy (dzisiaj już z Solidarnej Polski), albo księdza moralizatora, mającego 60 lat, który o instynkcie posiadania dziecka wie tyle co ja o tym co to jest powołanie do stanu duchownego, to mam ochotę im wykrzyczeć : a wsadźcie wy sobie swoje przekonania głęboko w cztery litery i nie odzywajcie się doputy nie doświadczycie pragnienia i nie możności posiadani dziecka, doputy nie przejdziecie swojej drogi wyrzeczeń, strachu i nadziei, że tym razem się uda.

Instynkt posiadania dzieci, jest najsilniejszym instynktem wszystkich gatunków na ziemi, wiąże się on z instynktem przetrwania, przetrwania gatunku i moich genów, jeśli się nie rozmnażam, w przypadku ludzi nie mam dzieci, moje geny nie przetrwają, ja jako zbiór genów nie przetrwam ....

W sytuacji ujemnego przyrostu naturalnego i tak chętnie dyskutowanemu problemowi podniesienia wieku emerytalnego czy  nasze państwo, nasz rząd nie powinien więcej uwagi poświęcić kwestii uregulowań prawnych dla in vitro?

 Ale nie politycy wolą zastanawiać się nad tym czy samolot w smoleńsku spadł z winy Rosjan, którzy we współpracy z Tuskiem rozpylili tajemniczy gaz nad lotniskiem, lub transferami partyjnymi, kto kogo wydyma i komu podbierze oraz trumienkami składanymi przez SLD w siedzibie RPP (co było według mnie wyrazem totalnego braku smaku, i szczerze mówiąc miałam  wczoraj ochotę pawia puścić na SLD z L.Millerem na czele) zaś in vitro dzieli los  polityki prorodzinnej, która wciągana jest na sztandary partyjne z okazji wyborów, tylko po to aby potem upachć ją ponownie w karton i wynieść na strych, a następnie podnieść stawkę podstawową w przedszkolach argumentując, że mamy kryzys.

Ot, tak po polskiemu panie.... po polskiemu


Brak komentarzy: