sobota, 21 kwietnia 2012

Szkolne życie II klasisty, czyli o meczu kosza, który wywołał burzę emocji.

"Dorośli nigdy nie rozumieją niczego sami i dzieci są zmęczone wiecznym udzielaniem im wyjaśnień." (Antoine de Saint-Exupéry — Mały Książę)




Ostatnio Pierwszy miał w klasie poważne "ścięcie" z koleżanką. Nie było to nic nadzwyczajnego, w końcu dzieciaki uczą się zasad współżycia w grupie rówieśniczej, dochodzi do tego element rywalizacji itd. Ale po pierwsze Pierwszy bardzo poważnie do tematu podszedł i był mocno wzburzony całym zajściem (dlaczego? - to za chwilę), a po drugie kiedy mi o tym opowiedział (też się letko wzburzyłam :p) przypomniałam sobie, jak gdzieś kiedyś czytałam  (nie wiem czy w necie, czy też w jakiejś gazecie) o tym, że dzisiejsze dziewczynki są dużo bardziej agresywne niż chłopcy i to w wymiarze werbalnym jak i fizycznym.

Ja jeszcze na Pierwszego często patrzę jakby nadal był w pierwszej klasie. Z pewnym trudem dociera do mnie świadomość, że on już kończy drugą klasę, że za miesiąc z hakiem komunia itd. Pewnie wynika to też z faktu, że to zimowe dziecko, z końca roku i choć rocznikowo ma 9 lat, to w rzeczywistości cztery miesiące temu skończył dopiero 8 lat. 
Jednak szkoła rządzi się swoimi twardymi prawami, dzieciaki już nie są potulnymi smykami, zaczynają pojawiać się elementy rywalizacji, tworzą się grupy wzajemnej adoracji, pojawiają się liderzy/liderki no i dają o sobie znać wszystkie te rzeczy które przekazaliśmy dzieciom nie werbalnie. Bo przecież wychowując dzieci przekazujemy im komunikaty dwoma kanałami: werbalizując nasze zasady, oczekiwania; oraz mową ciała wyrażając rzeczywiste emocje (nawet jeśli nie zdajemy sobie z tego sprawy).  My jako dorośli  nawet jeśli borykamy się z jakimiś problemami emocjonalnymi(a podobno nie ma ludzi którzy ich nie mają są tylko niezdiagnozowani) przybieramy maski, nakładamy na nasze doświadczenia emocjonalne zasady moralne, wymogi kulturowe, społeczne i środowiskowe, które są niczym płaszcz okrywający naszą prawdziwą osobowość. Wiemy co jest dobre a co złe, jak należy a czego nie należy i potrafimy na zewnątrz przedstawiać się jako jako spójni, poukładani, harmonijni ludzie o dobrych ustalonych zasadach, osobowości choć w rzeczywistości nasza osobowość nie jest taka spójna, harmonijna i poukładana. Czasami dochodzi do sytuacji tak zwanego podwójnego komunikatu, czyli sprzeczności dwóch sygnałów płynących od rodzica do dziecka (sprzecznych na linii: słowo-mowa ciała; słowo-słowo; lub mowa ciała-mowa ciała). Tak czy siak psychologowie są zdania, że dziecko w perfekcyjny sposób przyswajać sobie będzie nie ten nasz obraz który serwujemy światu tylko tę naszą prawdziwą osobowość, to ona będzie wzorem i matrycą na której kształtować się będzie nasze dziecko. To stąd wypływają tak zwane czarne owce: rodzice poukładani, inteligentni, lubiani, mili, postrzegani jako porządni, szanowani ludzie, niby poświęcali  uwagę na wychowanie dziecka i robili to jak trzeba  a tu im taki dzieciak się trafił ćpa/ pije/ kradnie/ bije/ w gangu jest itd. i skąd to takie się wzięło? .... a skąd jak nie z nas? Dzieci są lustrem w którym odbija się nasza prawdziwa osobowość.

Ale wracając do meritum. No więc poszło o mecz kosza. Chłopaki kontra dziewczyny, a że dziewczyn prawie 2 razy więcej w klasie niż chłopaków - wygrały. Dla chłopaków straszna ujma przegrać z dziewczynami, dla dziewczyn powód do ogromnej dumy wygrać z chłopakami :). Dziewczyny się chwalą, że wygrały, chłopakom to nie w sos. Im bardziej  próbowali ripostować i bagatelizować przechwałki dziewczyn tym bardziej one się przechwalały i miały z tego satysfakcję. 
Na razie wszystko w normie, wiadomo, że dzieciaki w tym wieku są bezwzględne jak małe hieny (bez obrazy czyjegokolwiek dziecka) i żeby udowodnić swoją "lepszość" od innych, nawet w pierdołach, są wstanie głęboko i celnie wsadzić szpilkę, a kiedy zobaczą, że trafiły to jeszcze tę szpilkę docisną. 
W końcu Pierwszy miał już dość i powiedział jednej z dziewczynek - A., że to nie fajnie tak się przechwalać i żeby przestały. I tu dziewczynka przeszła od radości i przechwałek do obrażania, poniżania a na koniec do gróźb: najpierw próbowała obrazić Pierwszego mówiąc "gówniarz jesteś", Pierwszy się nie dał sprowokować i zripostował, że "dziwna jest" skoro tak reaguje na jego prośbę i tak mówi; wtedy A. najwyraźniej straciła panowanie nad emocjami, być może dlatego, że koleżanki patrzyły i czuła presję, kto wie, w każdym razie próbowała zmobbingować go: najpierw postraszyła, że "moja mama zna twojego tatę, a mój tata to przyjdzie i zrobi ci  krzywdę" oraz, że "poskarżę się panu i dostaniesz karę".

To niby nic takiego ot dzieciaki, emocje. Ale jak zaczęłam nad tym myśleć, to doszłam do wniosku, że to wcale nie jest "nic takiego". Po pierwsze dlatego, że Pierwszy bardzo się przejął i poczuł się zagrożony groźbami młodej, pod drugie ta dziewczynka ma dopiero 9 lat, a już w sytuacji zagrożenia utraty "twarzy" przed koleżankami w jednej chwili przeskoczyła do stosowania gróźb; po trzecie ona miała świadomość, że jak ona-dziewczynka poskarży się wuefiście na chłopaka, to z góry zostanie uznana za ofiarę, wiedziała jak zmanipulować nauczyciela i czuła się przy tym bezkarnie.
Nie ukrywam, że byłam zaskoczona poziomem emocji u tej małej, ale bardziej chyba zagotowało mi się na myśl o jej rodzicach i to , że skądś wyniosła taki model reagowania. Pierwszy nie jest aniołem i miał swoje wybryki w szkole, ale od zawsze staraliśmy się mu przekazać, że emocje są różne, że każdy je odczuwa czasami są przyjemne czasami mniej, ale są bo stanowią część nas, że to nic złego wściec się, zezłościć na kogoś, zirytować, poczuć się urażonym,ale bez względu na wszystko z powodu gniewu, irytacji, złości nie wolno nikogo obrażać, poniżać i niszczyć;  można danej osobie powiedzieć, że jest się na nią wściekłym, że dane zachowanie nas denerwuje irytuje, sprawia przykrość; że to nic złego wyrażać swoje emocje ale w taki sposób aby nikogo nie skrzywdzić ani nie niszczyć. Z drugiej strony Pierwszy jest bardzo wrażliwy, empatyczny a takie dzieciaki najczęściej stają się kozłami ofiarnymi "liderów" klasowych, którzy dowartościowują się poniżając tych w ich mniemaniu "najsłabszych". 
Może to za daleko idące wnioski... nie wiem. Ale pierwsza klasa, okres niewinności i poznawania się minął. Teraz następuje okres tworzenia się sojuszy klasowych, ustalania poszczególnych pozycji w grupie kolegów, nadawania etykiet, które będą się ciągnąć za dzieciakami do 6 klasy, które mogą znacząco wpłynąć na dziecko. Nie mogę zmienić sposobu w jaki rodzice wychowują swoje dzieci, nie uważam też, że ja robię to doskonale, z pewnością popełniam swoje błędy. Ale mogę postarać się aby Pierwszy miał świadomość, że nie musi się bać przyjść do nas kiedy ktoś go będzie prześladował, czy też podle traktował oraz dać mu "narzędzia" , które pomogą mu w takich sytuacjach.

Tak więc poszperałam w sieci i znalazłam taki oto artykuł: 

Jak rozmawiać z dzieckiem o przemocy

Większość dzieci będących ofiarami rówieśników nie przyzna się zresztą nigdy otwarcie do wszystkiego, co zrobili im ich szkolni koledzy. Głęboko bolesne urazowe przeżycia z okresu szkolnego pozostają najczęściej tajemnicą takich osób przez całe dorosłe życie. Przyczyną milczenia jest zwykle wstyd. Dziecko nie chce przyznać się przed ważnymi osobami do czegoś, co w danym momencie spostrzega jako swoją najważniejszą życiową porażkę.

Solidarność z oprawcą

Innym powodem milczenia jest obawa przed przyklejeniem łatki donosiciela. Niezależnie od tego, jak źle dziecko traktowane jest przez grupę odczuwa ono, tak jak i ludzie dorośli, silną potrzebę akceptacji z jej strony. Utrzymywanie w tajemnicy okrucieństwa grupy jest jakąś iluzyjną formą solidarności z nią. Opisanie dorosłym przemocowych działań grupy względem siebie oznacza w odczuciu dziecka ostateczną utratę nadziei, że kiedykolwiek zajmie w tej grupie inne miejsce.

Jak o tym rozmawiać?

W obrazie świata chłopca wychowywanego przez nadopiekuńczą kobietę przyznanie się jej, że poniósł klęskę w grupie chłopaków oznacza jeszcze silniejsze popadnięcie w zależność od opiekunki i formę utraty szansy na zostanie mężczyzną w przyszłości. Rozmowa z dzieckiem wymaga tu więc ogromnej delikatności i cierpliwości. Jest to szczególnie ważne, jeśli pamiętamy, że sami byliśmy ofiarami rówieśniczej przemocy. Jeżeli tak było, zachowanie spokoju w rozmowie z dzieckiem które sygnalizuje ten problem, lub u którego to my go podejrzewamy, może być nawet zupełnie niemożliwe. Jeśli sami przeszliśmy w dzieciństwie przez doświadczenie rówieśniczego mobbingu, warto przegadać to własne wspomnienie z psychologiem, lub przynajmniej z dobrym przyjacielem, zanim zacznie się podejmować próby pomagania własnemu dziecku.
Gdy rozmawiamy z dzieckiem o tym co się dzieje, należy unikać „prostych rad” w rodzaju:
  • to trzeba było mu oddać;  
  • to nie mogłeś iść do pani i powiedzieć?  
  • nie przejmuj się, to nic takiego;  
  • przejdzie im- wytrzymaj;  
  • to co z ciebie za chłop jak sobie z czymś takim rady nie dajesz? 
     
     
Zamiast tego warto podkreślać i wzmacniać te elementy zachowania dziecka, które były dobre i pozwoliły jakoś radzić sobie z trudną sytuacją:  
  • bardzo dobrze, że mi to powiedziałeś;  
  • to musiało być okropne. Ale odszedłeś z podniesioną głową. Nie każdy by to potrafił;  
  • dobrze, że starasz się unikać tych typków;  
  • bardzo dobrze mu odpowiedziałeś. 
     
     
Należy dać dziecku jasny sygnał, że rozumiemy, iż problem jest dla niego trudny i przyjmujemy do wiadomości fakt, że może nie być w stanie go samo rozwiązać:
  • to musi być ciężko - jedna osoba przeciwko kilku;  
  • ze starszym i większym to faktycznie może wyglądać na niełatwe; 
     

Warto dać dziecku przyzwolenie na obronę:

  • nikt nie ma prawa tak postępować wobec ciebie;
  • dobrze, że nie odpowiedziałeś w tak samo obrzydliwy sposób, ale szczerze mówiąc gdybyś następnym razem stracił panowanie nad sobą i oddał, nie będę mieć nic przeciwko temu. Sama bym pewnie nie wytrzymała;
  • masz prawo bać się oddać, ale masz też pełne prawo oddać. 
     

Współpracuj ze szkołą

Jeśli problem powtarza się, należy ujawnić go w szkole. Podjąć współpracę z wychowawcą, pedagogiem lub psychologiem szkolnym i rodzicami. Trzeba żądać zdecydowanych działań skierowanych na powstrzymanie przemocy. Jeśli informacja o tym co się dzieje dotarła już nawet do ciebie, oznacza to, że sytuacja zaszła bardzo daleko i dziecko samo najprawdopodobniej nie poradzi sobie z tym. To na dorosłych spoczywa obowiązek rozwiązania tego problemu! W żadnym wypadku nie należy go lekceważyć. Samo nie minie. Ujawnienie sytuacji na forum rodziców może spowodować, że uaktywni się więcej osób których dzieci sygnalizują tego rodzaju problemy. Współpraca między rodzicami może być bardzo motywująca dla szkoły. W chwili obecnej działa na rynku kilka fundacji i stowarzyszeń oferujących szkołom programy interwencyjne służące systemowemu rozwiązywaniu problemu przemocy wśród dzieci. Jeśli w środowisku zjawisko jest powszechne, warto rozważyć skontaktowanie się z jedną z tych instytucji.
Jeżeli Twoje dziecko ma powtarzające się problemy z adaptacją w rówieśniczej grupie, bezwzględnie należy skontaktować się z psychologiem. Sensowna jest wspierająca i korekcyjno-edukacyjna praca z samym dzieckiem, prawda jednak jest taka, że trudności adaptacyjne dzieci wynikają z problemów w systemie rodzinnym. Popadanie przez dziecko w rolę szkolnego kozła ofiarnego to tylko jeden z zewnętrznych przejawów czegoś złego, co dzieje się w domu. Dlatego najskuteczniejszym rozwiązaniem jest tutaj systemowa terapia rodzinna. 



Brak komentarzy: